Policjanci dostali zgłoszenie w sobotę 23 listopada przy ulicy Inżynierskiej 6 o mężczyźnie biegającym z maczetą po podwórku kamienicy. Zaczęło się normalnie, bo podobnych przypadków w Warszawie kilka razy do roku nie brakuje. Dwóm funkcjonariuszom udało się w końcu obezwładnić mężczyznę. Według nieoficjalnego źródła informacji wewnątrz dowiedziałam się jednak, że akcja przebiegła trochę inaczej niż to przedstawia to Komenda Stołeczna Policji. Po obezwładnieniu, drugi funkcjonariusz w kominiarce, nieumundurowany poszedł do samochodu. W tym czasie inny policjant prawdopobnie wezwany do wsparcia zauważył go i myląc z napastnikiem wycelował broń i postrzelił w okolice obojczyka. Rana okazała się śmiertelna. Pomimo akcji ratunkowej mężczyzna zmarł tego samego dnia w szpitalu.
Młody policjant, który postrzelił innego nieumundurowanego miał mieć podobno już jakieś sprawy związane z naruszeniem prawa i wykroczenia na koncie. Moje źródło informacji nie-bezpośrednio wyjaśnia, że w warszawskiej policji panują spore braki kadrowe i z tego powodu zatrudniają czasami kogo tylko się da. 21-letni policjant podobno przeszedł i zdał wszystkie testy na poczytalność i zdrowie psychiczne. Miał powiedzieć, że to nie jest jego wina, bo funkcjonariusz nie miał żadnych odznaczeń.
Wobec mężczyzny sąd orzekł poręczenie majątkowe w wysokości 50 tys. złotych i dozór policyjny. Został także zawieszony w czynnościach służbowych. Czy jednak takie sytuacje nie będą występować częściej, jeśli warszawskim funkcjonariuszom nie zostanie zapewnione wyższe wynagrodzenie, co mogłoby przyciągać lepiej wykwalifikowane osoby?